Bilbao – czy warto jechać do Kraju Basków?

2 Komentarze |

Gdybym jeszcze raz miał zaplanować tę podróż, na Bilbao poświęciłbym zdecydowanie więcej czasu. To oczywiste, że w porównaniu z Sewillą, Grenadą, Barceloną, Madrytem, Malagą i wyspami, stolica baskijskiej prowincji Bizkaia odpada w przedbiegach, więc pewnie jest gdzieś na liście „rezerwowych”. Niech tam pozostanie – niech to będzie sekret, o którym wiedzą tylko nieliczni.

Słowem wstępu

Nie zobaczycie tu ani mauretańskich pałaców, ani wielkich klasycystycznych placów: choć Bilbao najmocniej kojarzy się z przemysłem, to nie znaczy, że nikt tu nie myśli o tym, żeby miasto nie wyglądało atrakcyjnie dla oka! Jako ponadprzeciętnie bogate, Bilbao od dwóch dekad zaprasza do siebie nie byle jakich architektów – to oni mają nadać mu współczesny charakter, skierować na siebie oczy całego świata i w końcu… przyciągnąć turystów. Philippe Starck obmyślił jak zmienić dawny skład wina w miejskie centrum kultury – Alhódiga Bilbao, Norman Foster zaprojektował betonowe stacje metra ze ślimakowatymi wejściami, mają być też zrealizowane planu rewitalizacji portu autorstwa Zahy Hadid. W końcu Frank Gehry, którego salę koncertową im. Walta Disney’a oglądałem w downtown LA, zaprojektował nonszalanckie Muzeum Guggenheima. Ten ostatni budynek to najbardziej rozpoznawalny obiekt i symbol miasta.

Jak zwiedzać?

Bilbao najlepiej zwiedzać na piechotę. Ciągle rozbudowywane metro okazuje się mało przydatne – co najwyżej można się nim przemieścić pomiędzy stacją autobusową, centrum miasta i ewentualnie Starym Miastem (Casco Viejo). Jeżeli dzień zaczynamy w Muzeum Guggeneheima położonym nad brzegiem rzeki Nervion, promenadą w 20-30 minut można dość do najstarszej części miasta, następnie – kierując się na południe – San Francisco, pagórkowatej dzielnicy, która zamieszkiwana jest w większości przez imigrantów z „Czarnej Afryki”; przekraczając ponownie wodę, dotrzemy do serca miasta – współczesnego centrum, gdzie znajduje się większość hoteli, główny deptak handlowy – piękna i zacieniona drzewami Gran Via i muzea, np. niebanalne Muzeum Sztuk Pięknych.

Choć póki co nie ma bezpośrednich lotów z Polski do Bilbao, podróżowanie do Kraju Basków nigdy nie było prostsze: od sezonu letniego 2017 r. Wizzair lata z Warszawy do pobliskiego Santandera – z samego lotniska kursują bezpośrednie autobusy hiszpańskiego przewoźnika ALSA – w 1,5 h jesteśmy na miejscu!

Muzeum Guggenheima – od niego się zaczęło

Fundacja Solomona Guggenheima zarządza kilkoma muzeami na świecie: jednym w Wenecji, tym najlepszym mieszczącym się w Nowym Jorku, tym w Abu Zabi, które powstaje już tak długo, że moją wizytę w Emiratach muszę raz za razem przekładać (to ma być jeden z głównych celów ten podróży), oraz chyba tym najbardziej oszałamiającym pod względem architektonicznym, które mieści się właśnie w Bilbao. Kiedy w 1991 roku władze miasta zwróciły się do Fundacji z pomysłem otwarcia hiszpańskiej filii, miały już uknuty chytry plan, który został zrealizowany z pomocą architekta Franka Gehrego. Nie trzeba nawet interesować się ani architekturą, a już na pewno nie sztuką współczesną, żeby docenić tę potężną konstrukcję, która stoi tuż nad samym brzegiem rzeki Nervion i co roku przyciąga miliony gapiów (samych biletów na wystawy sprzedawanych jest rocznie 1,6 mln). Duże – a raczej ogromniaste – rzeźby otaczające budynek (np. „kwietny” kot, gigantyczny pająk) są świetną zapowiedzią tego, co znajduje się w środku: abstrakcyjne monumenty, nowoczesne obrazy i przeintelektualizowane konstrukcje…

Azkuna Zentroa – w składzie wina

To centrum kulturalne, które powstało w dawnym składzie wina. Budynek postawiono w latach 1905-1909 zgodnie z projektem architekta o nazwisku  Ricardo Bastida. Był to jeden z pierwszych budynków niemieszkalnych, który został wybudowany z betonu, a na dodatek postawiony w samym centrum miasta. Jego metamorfozę w centrum kulturalne z nowoczesną biblioteką miejską i strefą wystawową nadzorował światowej sławy projektant Philippe Starck.

San Francisco i pagórki

Granicę dzielnicy San Francisco wyznacza dworzec kolejowy Bilbao-Abando (Dworzec północny). Nawet jeśli nie zamierzamynigdzie  jechać pociągiem, warto zobaczyć niezwykłe wejście do budynku dworcowego w stylu art deco, jak i witraż z zegarem w środku we wnętrzu. Nazwa dzielnicy nie jest przypadkowo – tak jak miasto w Kalifornii, tak i ta dzielnica położona jest za górkach. W nocy kwitnie tu handel narkotykami i prostytucja, więc lepiej się tu wtedy nie zapuszczać, ale w ciągu dnia można wybrać się np. na oglądanie murali lub pozaglądać po małych sklepach. Spacer ulicami tej dzielnicy jest atrakcją samą w sobie i powiedziałbym, że to równie ciekawa opcja – choć z zupełnie innych powodów – jak wizyta w Muzeum Guggenheima.

Casco Vieho – mroczne stare miasto

Stare Miasto to najciekawsza część miasta – gdybym miał jeszcze raz jechać do Bilbao, wybrałbym nocleg w tej okolicy. Dzielnica nazywana przez mieszkańców „Siedem ulic”: tu znajduje się najstarszy kościół miejski – katedra Santiago i główny plac miejski, opleciona ogródkami restauracyjnymi (przynajmniej latem) Plaza Nueva. Osmolone i niedomyte ściany budynków, malutkie sklepiki, pracownie i ogólna atmosfera, która nawet za dnia określiłbym jako nieco ponurą – takich rzeczy nigdzie indziej w Hiszpanii raczej nie zobaczycie. I dlatego jest to tak unikalne, ciekawe i przyciągające!

Pinthox, czyli lokalna strawa

Jeszcze zanim przyjechałem do Bilbo, usłyszałem że to miejsce nazywane jest rajem kulinarnym. Ciężko wierzyć amerykańskim programom podróżniczym, które rezygnują z pokazywania atrakcji miasta na rzecz opowieści o baskijskich szefach kuchni, ale coś musi być na rzeczy, skoro ponoć nawet w Polsce wykładowcy na iberystyce zachwalają ich umiejętności… Jednak zanim wejdziecie do jakiejkolwiek restauracji, żeby zobaczyć co serwowane jest w ramach menú del día, na pewno usłyszycie to słowo: pintxos. Pinthxos to nic innego jak baskijski odpowiednik tapas – czyli małych przekąsek serwowanych oczywiście w towarzystwie hiszpańskiego wina. W hotelu, oprócz wizyty na Starym Mieście, gdzie praktycznie większość miejsc serwuje świeże i tanie pinthox, zarekomendowano mi także miejscówki znajdujące się przy ulicy Heros, sandwicharnię El Eme przy ulicy Gral. Concha 5.

2 komentarze

  1. Marcin Sobieszek

    Jadę do Bilbao!!!!
    Dzięki

    Odpowiedz
    • Jarosław

      Też jadę 5-8.05, jak bedzie w tym terminie, to zapraszam na wspolne zwiedzanie okolic Bilbao

      Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Masa Perłowa to blog i kanał YouTube o podróżach do miejsc mniej popularnych, ale niezwykle ciekawych