Nablus (Palestyna): Ziemia Święta poza radarem

2 Komentarze |

Nablus to jedno z największych miast na Zachodnim Brzegu Jordanu. Położone jest w historycznej Samarii, o której prędzej niż w szkole słyszało się od księdza z ambony. To w końcu Ziemia Święta. Podobnie jak leżące dalej na południe Hebron i Betlejem skrywa miejsca, które rozbudzają wyobraźnię, emocjonują, albo burzą krew. Biblijne legendy przeplatają się ze współczesną niełatwą historią palestyńsko-izraelską. 

O tym mieście najlepiej opowiadają sami mieszkańcy, bo poza kilkoma zdawkowymi zdaniami w przewodnikach ciężko dowiedzieć się czegoś ciekawego. Zresztą turystów i tak nie przyjeżdża tu zbyt wielu. Do odizolowanego od innych większych miast Palestyny Nablusu częściej zawijają wolontariusze – dlatego na ulicy nieznajomi częściej niż skąd się jest, pytają, dla której organizacji w Nablusie się pracuje.

Studnia Jakubowa

Ku mojemu zaskoczeniu widziałem też pielgrzymów – najczęściej Europejczyków. Ale ci oczywiście po ulicach Nablusu nie chodzą, tylko ich głównym celem jest napić się wody ze Studni Jakubowej. Ta znajduje się na obrzeżach miastach w krypcie stuletniego kościoła ortodoksyjnego. Mnie udało się zobaczyć studnię dopiero za drugim podejściem; za pierwszym, kiedy przyjechałem z przewodnikami już po godzinach otwarcia, mówiący po arabsku, ale pochodzący skądś w Europie południowo-wschodniej ksiądz, nie patrząc nawet na mnie zapytał o moje wyznanie, chwilę się wahał, ale ostatecznie stwierdził, żeby przyjść następnego dnia. Drugiego dnia przyjechałem tutaj taksówką, w której współpasażer, lokalny imam dociekał, czy w Polsce stoją jakieś meczety. Choć przyjechał sam, towarzystwa nie brakowało: pod kościół co rusz przyjeżdżał autokar za autokarem z pielgrzymami, którzy mieli dokładnie kwadrans, żeby przejść monastyr, zrobić zdjęcia i kupić pamiątki. Zgodnie z Ewangelią św. Jana, to przy tej studzieńce Jezus rozmawiał z Samarytanką. Dziś każdy może sobie taką wodę samodzielnie pobrać i wypić ku pokrzepieniu ciała i duszy.

Studnia Jakubowa w podziemiach kościoła ortodoksyjnego na obrzeżach Nablusu

 

Samarytanie na górze Garizim

No właśnie kim są ci Samarytanie, z których przedstawicielką tak gaworzył sobie Chrystus? To grupa etniczna, która od wieków mieszka w Samarii, a jedną z dwóch gór w Nablusie, czyli Garizim, uznaje za miejsce święte, bo to tutaj Abraham miał złożyć Bogu w ofierze swego syna Izaaka, i to w tym miejscu, a nie w Jerozolimie, znajdowała się Pierwsza Świątynia z Arką Przymierza. Ich wersja Tory spisana jest w języku samaryjskim i jest kopią oryginalnych słów Mojżesza. W wielkim uproszczeniu można powiedzieć, że w swoich tradycjach kontynuuje oryginalne tradycje Izraelitów, którzy mieszkali tutaj wieki temu. Samarytanie dzisiaj to niewielka zamknięta społeczność mieszkająca u stóp góry Garizim w osadzie Kiryat Luza, która z równymi drogami i jednolitymi domami uznawana jest za najpiękniejszą dzielnicę miasta. To też jedyne miejsce w mieście, gdzie w sklepie normalnie można kupić alkohol. Nie można przejść konwersji na wyznanie Samarytan, ani nie można stać się jednym z nich przez ożenek.  Szkoda, bo ich życie w świetle tego, gdzie mieszkają, wydaje się usłane różami: nie muszą pracować, bo dostają pensje od rządu izraelskiego i mogą swobodnie podróżować, bo mają trzy paszporty: izraelski, palestyński i jordański. Na górze Garizim znajdują się ruiny świątyni samarytańskiej i muzeum. Poza tym z 800-metrowego wzniesienia rozpościerają się stąd widoki na całą okolice, w tym osiedla żydowskie okalające miasto i dwa ważne miejsca w Nablusie: grób Józefa i obóz Balata.

 

Obóz Balata

Widok na obóz Balata z góry Garizim Nablus

Bardzo często czyta się o obozach palestyńskich uchodźców. Wyobrażamy sobie wtedy jakieś tymczasowe budynki, albo nawet namioty – być może bez dostępu do bieżącej wody, czy sanitariatów. Nigdy wcześniej w takim obozie nie byłem – zdarzyło mi się tylko przejeżdżać taksówką przez jeden w Libanie. Zresztą wszyscy odradzają wizytę w obozach, szczególnie bez przewodnika (w niektórych przypadkach to uzasadnione, w innych – nie do końca). W czasie tego pobytu w Palestynie byłem w dwóch obozach, które bardzo się od siebie różniły. Ale zanim o nich, warto zrozumieć, dlaczego te obozy w ogóle powstały. Po utworzeniu państwa Izrael, Palestyńczycy zostali zmuszeni do ucieczki: albo do innych państwa arabskich, albo na tereny, które znajdują się na terenie, który dzisiaj nazywa się Zachodnim Brzegiem Jordanu (który w latach 1948-1967 był kontrolowany przez Jordanię) oczywiście pełni nadziei, że prędzej, czy później powrócą do swoich domów.

W obozie Balata większość mieszkańców pochodzi z Jaffy, która dzisiaj jest częścią Tel Awiwu. Sami mówią oni o sobie tak: pochodzę z Jaffy, ale urodziłem się w Balacie. Ale z biegiem czasu ta pamięć i nadzieja na powrót znikają. Młode pokolenie patrzy na świat realnie i wie, że sentymenty, choć piękne, pieniędzy nie przynoszą. A łatwo nie jest, bo w Palestynie pracy nie ma. Wysokie bezrobocie pchnęło młodych w stronę handlu narkotykami i bronią – gdy ktoś potrzebuje właśnie ich, to szuka ich w Balacie. To też powód dla którego w obozie prowadzone są naloty policyjne – zarówno te palestyńskie, jak i izraelskie. Ale ściśle wyznaczony teren Balata to labirynt – budynki, które w miejsce oryginalnych namiotów postawiła ONZ, są postawione od siebie w odległości 30 cm, co pozwala przecisnąć się co najwyżej człowiekowi. To też powód, dla którego łatwo się tu zgubić – dlatego poza mieszkańcami obcy kręcą się tu rzadko. Na dodatek budynki są ciągle nadbudowywane kolejnymi piętrami. Jak wnieść na ostatnie piętro dywan? Wciąga się go do mieszkania na parterze, a później podaje w górę przez okna. A jeśli ich nie ma, pozostaje przeciąganie rzeczy po linie. Tak np. wynoszone są ciała nieboszczyków. Ciekawe, jak do takich mieszkań wnosi się stoły, albo szafy?

Główna i jedyny ulica Balaty to właściwie bazar, przez który jakimś cudem przeciskają się samochody – takiego ścisku nie widziałem nigdzie indziej w Palestynie. Ponoć dokładnie w takich warunkach żyje się też w Gazie. Ale różnice pomiędzy poszczególnymi obozami potrafią być drastyczne, np. obóz Aida w Betlejem Palestyńczycy nazywają „biznesowym”, bo mieszkańcy są znacznie bogatsi i zasadniczo tam nie żyje się na kupie; ba, nawet otwierane są hotele!

 

Grób Józefa

Nablus Tell Balata Grób Józefa Patriarchy - miejsce żydowskich pielgrzymek

Fakt, że władze nad Samarią  sprawują Arabowie jest solą w oku dla Żydów, którzy uznają, że Bóg wyznaczył Abrahama, który rozbił swój obóz w dolinie, gdzie dziś żyją Arabowie, na ojca narodu żydowskiego mówiąc mu: „potomstwu twemu dam tę ziemię”. I choć dziś Nablus znajduje się w Strefie A, czyli tam, gdzie Izraelczykom zgodnie z ich własnym prawem jeździć nie wolno, regularnie i pod wojskową eskortą przyjeżdżają z Izraela pielgrzymki. Modlą się z dwóch miejscach: przy grobie Józefa Patriarchy, który znajduje się niebezpiecznie blisko opisanego wyżej obozu Balata i na tarasie widokowym z widokiem na grób na górze Gerizim (pod czujnym okiem żołnierzy izraelskich monitorujących teren z wieży obserwacyjnej).  Te pielgrzymki nie zostają niezauważone przez Palestyńczyków – co jakiś czas grób jest bezczeszczony, o czym za każdym razem rozpisują się media na całym świecie. Dostęp do tej części miasta jest w związku z tym mocno ograniczony.


Nablus – stare miasto

Nablus Palestyna Souq

Swobodnie można za to spacerować po centrum miasta. Jakże zabetonowanym i pozbawionym zieleni! Na dodatek zakorkowanym. Niech nie zmyli nikogo zdjęcie ilustrujące ten artykuł – napis „Nablus” umieszczono vis-a-vis urzędu miasta i wprawdzie widać kilka drzew, ale to chyba jedyne w centrum miasta. Oczywiście nikt nie pomyślał, żeby jeszcze postawić tam ławkę. Ale kto by siedział, skoro życie toczy się gdzie indziej – na suku.

Spacerując po bazarze w starej części miasta Nablus można szybko zaobserwować zdjęcia młodych mężczyzn. Nad przejściami, na ścianach, na bramach, nad sklepami. Niektórzy z nich żyją, a inni całe życie spędzą w izraelskich więzieniach. To rebelianci, powstańcy, lub – jak określają ich Izraelczycy – terroryści. Niektórzy wysadzili się w powietrze, inni organizowali ataki – wszyscy uważani są za męczenników i narodowych bohaterów. Nablus to w końcu centrum palestyńskiego nacjonalizmu. I na dodatek niezwykle konserwatywne – choć to temat na oddzielny artykuł.

 

Nablus Palestyna Souq

 

Na suku można kupić niemal wszystko – gołębie, kury, króliki. Ubrania, jedzenie, przyprawy, fluorescencyjne marynaty – jak to na arabskich bazarach. Na szczęście ten tutaj to taki bazar z prawdziwego zdarzenia: ogrodzony grubymi murami, by chronić przed piekielnymi temperaturami i żarem z nieba. Ale to dopiero w alejkach kryją się prawdzie skarby: najstarszy w Nablusie salon fryzjerski, sklep z pięknie pakowanymi przyprawami, słodyczami i kosmetykami (teraz żałuję, że nic tam nie kupiłem!), niepozorne fabryki mydła, które nawet nie próbują udawać, że są jakoś szczególnie atrakcyjne dla odwiedzających (zresztą większość produkcji jest już i tak zmechanizowana), piękny hammam, który na szczęście przechodzi renowację i Wielki Meczet, który – choć nazwa wskazywałaby inaczej – jest dość niepozorny, ale klimatyczny.

 

Nablus Wielki Meczet

 


Informacje praktyczne

Nablus Palestyna

Dojazd

Brak bezpośredniego dojazdu z Jerozolimy. Podróż trzeba odbyć z przesiadką w Ramallah (stąd autobus jedzie 2h); jadąc z północy od strony Galilei – przez checkpoint z Dżamala z przesiadką w miejscowości Dżanin; od strony zachodniej przez checkpoint przy miejscowości Kalkilja. Ostatnio wypróbowałem jeszcze jeden sposób – bardzo szybki i najtańszy dojazd z/do Tel Awiwu. Na głównym dworcu autobusowym wsiadamy w autobus 286 lub 386 do izraelskiej osady Ar’iel (przystanek znajduje się przy drodze izraelsko-palestyńskiej, a podróż ok. 1h), skąd w 20 minut możemy palestyńską taksówką lub stopem dojechać do miasta (pokonywałem tę trasę w odwrotnym kierunku).

Podróż

O podróżowaniu do i po Palestynie pisałem w tym artykule.

 

Nocleg

W Nablusie działa co najmniej jeden hostel (Success Hostel) i kilkanaście hoteli. Najbardziej spektakularny i położony na skraju starego miasta to Khan Alwakala Hotel, który zajmuje dawną posiadłość osmańską. Można tu zresztą wpaść choćby na kawę, bo na patio rozkładane są stoliki restauracyjne – a warto, bo budynek został pięknie odrestaurowany. Mój wybór padł jednak na Crystal Motel, którego największym atutem są: przestronne pokoje, szybkie wifi, położenie 5 minut od centrum i cena.

2 komentarze

  1. Anna Rost.

    Bardzo przyjemny artykuł. Wiele podstawowych informacji o tak nieznanej nam kulturze i kraju, ba- krajach. Choć jestem katoliczką, interesują mnie inne religie, tradycje i kultura. Przykre tylko, że z powodu tych różnic światopoglądowych ludzie nie potrafią w wielu miejscach na świecie żyć obok siebie w pokoju.
    Marzą mi się takie podróże, które Pan opisuje. Pozdrawiam. Na pewno zajrzę na Pana bloga. Życzę powodzenia i bezpiecznego odkrywania tego piękna.

    Odpowiedz
  2. Dorota

    Super tekst! Marzę o wyjezdzie do Palestyny.

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Masa Perłowa to blog i kanał YouTube o podróżach do miejsc mniej popularnych, ale niezwykle ciekawych

Meksyk atrakcja wakacje