Overtourism, czyli gdzie nienawidzi się turystów. I dlaczego?

0 komentarzy

Szturchając się łokciami z innymi turystami w takich miejscach jak medyna w Marrakeszu, czy Zakazane Miasto w Pekinie, za każdym razem zastanawiałem się, jaki sens ma zwiedzanie – choćby najwspanialszych i najoryginalniejszym miejsc – skoro trzeba bić się o każdy centymetr, żeby w spokoju coś zobaczyć, zrobić dobre zdjęcie, czy po prostu cieszyć się chwilą. Pewnie w Maroku, czy Chinach – gospodarkach wciąż się rozwijających i spragnionych każdego centa – problem ten jeszcze długo będzie niezauważany, ale w innych częściach świata overtourism, czyli zbyt duża liczba turystów, stanowi ogromne wyzwanie. Niektórzy radzą sobie z nim w sposób radykalny, drudzy – umiarkowany, a jeszcze inni – pozostają bezradni.
Z tego tekstu dowiesz się, czym jest overtourism, dlaczego zbyt duża liczba turystów stanowi zagrożenie dla lokalnych społeczności i natury oraz poznasz przykłady miast, które zmieniły się pod wpływem zbyt dużej liczby turystów i co zrobiły, by walczyć z niekontrolowanym przypływem turystów. Na koniec także o overtourismie w kontekście epidemii koronawirusa, która paradoksalnie jest szansą, by uporządkować kwestie dot. turystyki w wielu miastach zmagających się z problemem nadmiernej ilości przyjezdnych.

 

Czym jest overtourism?

Overtourism to zjawisko dotykające kierunków, gdzie mieszkańcy, albo turyści (lub obie strony) zauważają zbyt dużą liczbę zwiedzających, co ma wpływ na jakość życia lub znacząco negatywnie wpływa na doświadczenie przebywania w danych miejscu. Jest to zjawisko odwrotne do zrównoważonej turystyki, której celem jest tworzenie miejsc przyjaznych zarówno mieszkańcom, jak i turystom. Overtourism to określenie budzące negatywne konotacje – wiele miast woli mówić, że padło ofiarami własnego sukcesu. Zanim problem całkowicie wymknie się spod kontroli, miejsca zagrożone zbyt dużą liczbą turystów zaczęły wprowadzać pewne regulacje – lepsze lub gorsze, ale niezbędne. Szczególnie, że znajdujemy się dopiero na progu boomu turystycznego.

Turystyka rozwija się w niewyobrażalnym tempie. Według Światowej Organizacji Turystyki liczba osób przekraczających granice w 2012 roku wyniosła 1 miliard, z czego 50% stanowili Europejczycy. Drugą znaczącą grupą turystów są turyści z krajów, gdzie najdynamiczniej rozwija się gospodarka i szybko powstaje klasa średnia, którą zaczyna podróżować – Brazylia, Rosja, Indie i Chiny, a także w kraje Azji Południowo-Wschodniej i Ameryk Łacińskiej – to te narodowości dopiero ruszą w świat i za kilka lat zdominują statystyki. Oczywiście trzeba jeszcze wspomnieć o 5-6 miliardów osób, które decydują się na turystykę krajową.

Turystyka jest jedną z najdynamiczniejszych gałęzi gospodarki – stanowi średnio 9% produktu krajowego brutto. To tylko abstrakcyjne liczby, ale praktyce przekładają się one przede wszystkim na wzrost zamożności społeczeństwa. Znacznie rzadziej wspomina się mniej przyjemnych skutkach ubocznych podróżowania – wzroście emisji gazu cieplarnianego, marnotrawieniu wody (kojarzycie plakietki w łazienkach hotelowych o ręcznikach, które można użyć więcej niż jeden raz?) i produkcji śmieci.

Zagrożenie dla pandki rudej

Mount Everest – najwyższy szczyt świata wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO – co roku przyciąga miliony śmiałków. Wzmożona i nieregulowana turystyka doprowadziła do znaczącego zmniejszenia się populacji irbisa śnieżnego, pandki rudej i niedźwiedzia tybetańskiego i wielu gatunków ptaków. W celu ratowania habitatów, rząd Nepalu uruchomił np. programy wspierające zalesianie stoków. Wysłano też choćby ekspedycje, których celem jest sprzątanie pozostawionego przez wspinaczy ekwipunku, w tym namiotów, puszek, zużytych zapasów tlenu i… odchodów.

Nawet w niezwykle przyjaznej turystom Tajlandii, do której w ostatnim roku pojechał przynajmniej jeden Wasz znajomy, także zwrócono uwagę na problem – niestety znów za późno. Ukochane ze względu na niezwykłe rafy koralowe wyspy Koh Khai Nok, Koh Khai Nui i Koh Khai Nai są od 2016 roku niedostępne dla turystów, dla których wcześniej organizowano jednodniowe wypadu z Phuket. Powód? 80% raf koralowych, z których słynęły wyspy, uległ zniszczeniu z powodu aktywności turystycznej. .

Nie inaczej jest na Barbadosie, gdzie lata polityki sprzyjącej napływowi turystów, spowodowały, że tamtejsze plaże uległy sporemu zniszczeniu. Wysokie zużycie wody, zła gospodarka odpadami i brak limitów w dostępności do miejsc do nurkowania przyczyniły się do niekorzystnych zmian w ekosystemie. Podobne wzorce można zauważć na innych wyspach – Isle of Man, czy Samoa.

Najlepiej zapobiegać niż leczyć – to powiedzenie wzięło sobie położone we wschodnich Himalajach państwo Bhutan jeszcze od momentu otwarcia granic dla zwiedzających w 1976 roku. Zdecydowało się wtedy wprowadzić wysokie opłaty za pobyt – za każdą noc spędzona w królestwie trzeba zapłacić ok. 200$. Dodatkowo – w porze monsunowej, czyli od czerwca do sierpnia, wjazd do kraju jest praktycznie niemożliwy ze względu na fatalne warunki pogodowe (ale to już nie kwestie regulacji, tylko klimatu). Z kolei, żeby dostać się na Wyspy Galapagos, wymagana jest specjalna zgoda wydawana przez rząd Ekwadoru – tylko ograniczona liczba turystów może dostać się tam każdego roku.

Barcelona: obraźliwe graffiti, wandalizm i strajk

Z innego typu problemami mierzą się europejskie miasta. Barcelona jest dwudziestym najczęściej odwiedzanym miastem na świecie; liczba zwiedzający rośnie z roku na roku: w 2012 r. odwiedziło ją 27 mln turystów, a w 2016 r. – już 34 mln. To aż 25% wzrost w ciągu 5 lat, a trzeba pamiętać, że przed 1992 roku, kiedy to miasto było gospodarzem letniej olimpiady, mało kto tu zaglądał. Oczywiście, tak jak w innych rejonach świata, a szczególnie w Europie, za rozwój turystyki odpowiadają w głównej mierze przewoźnicy budżetowi, a także serwisy wynajmu mieszkań, takie jak AirBnB i Homeaway, które oferują zakwaterowanie taniej niż hotele, a trzeba przyznać, że te ostatnie w Barcelonie wcale nie są drogie. Pamiętam, że w czasie mojego pierwszego pobytu w Barcelonie w 2010 r., ciężko było znaleźć hotele w dobrej cenie, a dziś – jest ich całe mnóstwo. Skąd ta zmiana? W Barcie zaczęto masowo wykupywać atrakcyjne budynki mieszkalne i w całości przeznaczać je pod wynajem, lub przekształcać w hotele. Prywatni najemcy też poszli tym śladem – zwrot z krótkoterminowego wynajmu potrafi być nawet czterokrotnie wyższy niż w przypadku dłuższego wynajmu, a co więcej – ok. 40% właścicieli nie rejestruje się w urzędzie, nie zgłasza wynajmu jako źródła dochodu i nie odprowadza od tego podatku. Zatem centrum Barcelony dla zwykłych mieszkańców zaczęło być zbyt drogie – tam, gdzie jeszcze można wynająć mieszkanie, czynsz w ciągu 2016 roku wzrósł o 16,5%. Z drugiej strony, turystyka to gałąź gospodarki stanowiąca dla Barcelony 17% produktu krajowego brutto i dzięki niej w stolicy Katalonii 90 tys. osób ma pracę (a trzeba pamiętać, że od lat Hiszpania walczy z wysokim bezrobociem). Przez wiele lat wszyscy zaciskali zęby, ale po zamieszkach w mieście, strajku na lotnisku, pojawieniu się skandalicznych graffiti i generalnym niezadowoleniu mieszkańców, podjęto pewne kroki, żeby nieco złagodzić sytuację: wprowadzono moratorium na nowo powstające hotele i apartamenty pod wynajem, z AirBnB wycofano niezarejestrowane pod wynajem mieszkania, w końcu zakazano jazdy na Segway’ach i wprowadzono nowy podatek turystyczny. Dodatkowo, miasto zatrudniło 50 inspektorów i uruchomiło stronę internetową, co ma ułatwić zgłaszanie nielegalnie podnajmowanych mieszkań (dziennie przychodzi ponad 6 tys. zgłoszeń, których w większości i tak nie da rady sprawdzić). Czy to wystarczy? Co się stanie z turystami chcącymi odwiedzić Barcę? Będą wynajmować hotele poza centrum? Takie rozwiązanie jest dość powszechne w bogatych miastach jak Londynie, czy na Manhattanie, ale czy jest możliwe do prowadzenia w biedniejszej Hiszpanii? Znacznie ciekawsze wydaje się podejście do problemu w stolicy Niderlandów.

 

Technologiczny Amsterdam przeciw obsikującym kamienice

W Amsterdamie zauważono, że dawni mieszkańcy historycznego centrum zaczęli opuszczać okolicę, gdyż zaczęli drażnić ich imprezujący na każdym kroku i obsikujący kamienice turyści. Amsterdam – jako najbardziej tolerancyjne miasto świata – nie zrezygnuje jednak całkowicie z turystów, ale raczej postawi na ich jakość: chce przyciągnąć do siebie gości, których interesuje historią i kulturą bardziej niż piwo i marihuana. Do tego pewnie będzie potrzebna kampania marketingowa – będzie to pierwsza promocja miasta od dawien dawna. Amsterdam jest tak popularny, że od lat nie wydaje ani pół euro na reklamę.  Środki bowiem lokowane są gdzie indziej: np. nazwa plaża znanej wcześniej jako Zandvoort została zmieniona na Amsterdam Beach, tak aby uświadomić turystom istnienie tej atrakcji, w przewodnikach turystycznych forsuje się nowe modele zwiedzania: np. rekomenduje się zwiedzanie Muzeum Van Gogha w godzinach popołudniowych, a rejsy kanałami z samego rana (a nie na odwrót, jak to w zwyczaju mieli do tej pory odwiedzający). Strefy komunikacji miejskiej zostały znacząco powiększone tak, aby turyści mogli szukać zakwaterowania dalej od centrum bez konieczności wydawania dodatkowych pieniędzy na dojazd; w końcu sięga się po nowoczesne technologie: we wspomnianych kartach miejskich zainstalowano czipy, żeby badać trasy, którymi poruszają się turyści i na podstawie tych obserwacji wyciągąć wnioski, udostępniono też choćby aplikację “Discover the City”, w której można ustawić monity z informacjami o obłożeniu danej atrakcji turystycznej i powiadomienia o alternatywnych propozycjach turystycznych.

 

Wenecja: mandaty i zakaz sprzedaży kebabów

Bardziej chaotycznie wyglądają działania władz Wenecji – kolejnego miasta, które zmaga się z niekontrolowanym napływem turystów. Wprawdzie uruchomiły one kampanię #EnjoyRespectVenezia, ale ta opiera się przede wszystkim na przypomnieniu, że turyści mogą liczyć się z mandatami za siedzenie na placu św. Marka albo pod budynkiem Prokuracji, lub zatrzymanie ruchu na mostach i uliczkach. Zabronione jest też jazda po centrum na rowerze i pływanie w kanałach – za to grożą kary w wysokości od 25€ to 500€. Równocześnie proponowane są alternatywne atrakcje: zwiedzanie pobliskich wysp, czy zielonych rynków z lokalnymi produktami. Jednocześnie – walcząc o zachowanie tradycyjnego charakteru miasta – Wenecja nie wydaje np. zgód na otwieranie nowych… kebabowni. Problem z overtourismem w Wenecji wydaje się wyjątkowo poważny – miasto np. nie dysponuje wystarczającą ilością toalet, żeby zaspokoić potrzeby wszystkich turystów – kwestia staje się więc dosłownie dość śmierdząca.

 

Przyszłość

Wiele miast zazdrości oszałamiającej liczby turystów, którzy odwiedzają Rzym, Paryż, Wenecję, czy Barcelonę i szuka sposobów, żeby przyciągnąć do siebie jak największą ich liczbę. Ustawiają w miastach wielkie znaki z nazwami miast, wymyślają hashtagi, które promują miasta na Instagramie, prowadzą działania w mediach społecznościowych i organizują press toury. Ale co stanie się, kiedy przyjdzie ten krytyczny moment i ilość turystów stanie się tak duża, że zarówno życie, jak i zwiedzanie danego miejsca, stanie się udręką?  Z powyższych przykładów można wyciągnąć sporo wniosków, zwłaszcza że Europa powinna szykować się na napływ turystów z Chin – wraz z ich pieniędzmi pojawią się niespotykane wcześniej problemy.  Z drugiej strony, jak turyści też powinniśmy zastanowić się, kiedy zwiedzanie jest jeszcze przyjemnością, a kiedy już staje się udręką? Bilety lotnicze do Barcelony mogą być tanie, ale warto zastanowić się, czy warto oglądać obrazy Picassa z tysiącem innych osób? Może następnym razem warto poszukać alternatywnych destynacji?

 

Epilog: koronawirus

Epidemia COVID-19 znacząca wpłynęła na światową turystykę. Branżę turystyczną  w najbliższym czasie czekają poważne zmiany związane z bankructwami, niechęcią turystów do podróżowania czy obostrzeniami nałożonymi przez rządy państw czy regionów. Podróżowanie będzie trudniejsze, być może także droższe. Na pewno będzie to okres przejściowy, który będzie ciężki zarówno dla kierunków turystycznych, jak i turystów. Równocześnie może być szansą dla wielu miast, by zredefiniować swoją politykę dot. turystyki i w ten sposób nie tylko zniwelować problem overtourismu (który w pewnym momencie i tak by powrócił), ale przy okazji zmierzyć się z kwestiami takimi jak wynajem krótkoterminowy (który praktycznie umarł pod koniec Q1, ale na pewno zacznie się odradzać) czy ochrona środowiska. To powoli się już dzieje, a przykładów będzie przybywać. Na przykład w Mediolanie, 35 km w centrum miasta zostanie przekształconych na deptaki i ścieżki rowerowe. Ale czy świat wyciągnie lekcję? Wszystko wskazuje na to, że może być z tym problem.

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Masa Perłowa to blog i kanał YouTube o podróżach do miejsc mniej popularnych, ale niezwykle ciekawych