W anatolijskim Mardinie, w wielu miejscach można natknąć się na przedstawiające jej podobizny: mieszkańcy wieszają sobie w domach na ścianach obrazy, a w sklepach można kupić pamiątki z jej postacią. Moją uwagę pierwszy raz zwróciła za sprawą wielkiego, różowego magnesu na lodówkę, który – zaintrygowany hybrydą – z miejsca kupiłem.
Szahmeran – Królowa Węży – jest opisywana i przedstawiana jako stworzenie będące od pasa w dół wężem, od pasa w górę zaś kobietą. Zgodnie z legendą, której jedną z wersji można odnaleźć w „Księdze tysiąca i jednej nocy”, piękna Szahmeran mieszkała pod ziemią wraz z wężami, nad którymi sprawowała władzę – stąd nazywano jest również Królową Węży. Któregoś dnia w podziemia trafił młody mężczyzna Tahmasp, który ze wzajemnością zakochał się w Królowej i postanowił z nią pozostać. Z biegiem czasu zaczął jednak tęsknić za rodziną i podjął decyzję o powrocie do domu. Szahmeran, nie potrafiąc stawić oporu, przejęła do wiadomości tę decyzję prosząc jednocześnie ukochanego, żeby nie zdradzał nikomu miejsca jej przebywania. Ostrzegła przy tym, żeby Tahmasp nie brał kąpieli z innymi ludźmi, gdyż jego skóra pokryje się wężowymi łuskami…
Po kilku miesiącach, król krainy, w której mieszkał mężczyzna, ciężko zachorował. Jedynym lekarstwem dla niego było zjedzenie ciała Szahmeran. Zaczęły się gorączkowe poszukiwania osoby, która mogłaby do niej zaprowadzić, a że zgodnie z legendą, miejsce kryjówki zna tylko ta osoba, której skóra podczas kontaktu z wodą zamieni się w skórę węża, każdy mieszkaniec został zmuszony do kąpieli. Także Tahmasp. Oczywiście jego ciało, pod wpływem wody, stało się łuskowate. Dalej sprawy potoczyły się już błyskawicznie. W skutek tortur został zmuszony do ujawnienia kryjówki Królowej. Szahmeran została pojmana i zabita przez żołnierzy, a jej ciało rozczłonkowano. Zjedzenie ogona miało zagwarantować przejęcie całej mądrości Królowej, a głowy – śmierć. W rzeczywistości tymczasem okazało się inaczej: chciwi wysłannicy króla po zjedzeniu ogona Królowej ponieśli śmierć, a zrozpaczony Tahmasp, który nie mógł się pogodzić ze śmiercią ukochanej i był gotowy umrzeć, stał się najmądrzejszym człowiekiem świata. Pogrążony w smutku, ale wolny, postanowił opuścić swój kraj na dobre. Tymczasem węże nie zapomniały o tragicznych wydarzeniach i – chcąc pomścić śmierć swojej Królowej – do dziś stanowią śmiertelne zagrożenie dla człowieka…
Ten tragicznie piękny mit pochodzi ze starożytnej Mezopotamii – krainy leżącej w żyznym dorzeczu Tygrysu i Eufratu, o których wspomina jeszcze Biblia – dziś to przecięcie granicy Turcji z Syrią i Irakiem. Mardin, jedno z większych miast regionu, przez wieki, ze względu na strategiczne położenie, stanowił ważne centrum handlu, bez względu na to, czy rządzili tu Arabowie, czy Ottomanowie, a wieloetniczność od zawsze kształtowała charakter miejsca. Nie inaczej jest tu dzisiaj, bo miasto zamieszkiwane jest zarówno przez Kurdów, jak i Arabów, choć jeszcze kilkanaście lat temu mozaika społeczna składała się z jeszcze większej liczby elementów. Polityka początku XX wieku zatrzęsła nieco strukturą społeczną: większość chrześcijan, którzy stanowili 50% populacji, została wypędzona lub wymordowana. Traktat w Lozannie z 1923 roku zamknął miasto w granicach nowego państwa – Turcji, jednocześnie odcinając je od mezopotamskiej tradycji i kończąc romantyczny rozdział w jego historii. Izolacja doprowadziła do kryzysu ekonomicznego i emigracji zarobkowej pozostałych chrześcijan: Asyryjczyków i kurdyjskich Jazydów. Kiedy sytuacja materialna mieszkańców regionu zaczęła się poprawiać, wokół zaczęły wybuchać konflikty: od nowa rozgorzały napięcia pomiędzy separatystami kurdyjskimi, a turecką armią, a na dodatek za południową granicą w Syrii wybuchła wojna domowa. Wszystko jeszcze mocniej skomplikowała obecność terrorystów z tzw. Państwa Islamskiego. Jednak na co dzień przyjezdni nie zauważą, ani nie odczują niepokojów. Dopiero przy wyjeździe na lotnisku brutalnie przypomniano mi, w jakim regionie świata jestem: przeglądając – nie wiem, czy zgodnie z prawem – moje zdjęcia, historię połączeń telefonicznych i SMS-ów, policja nie szukała adresu sprzedawcy, u którego kupiłem mój magnes z Szahmeran, ale chciała ustalić faktyczny powód mojego pobytu w tych okolicach. Choć nie było to zbyt przyjemne doświadczenie, nie odmieniło ono mojego zdania o mieszkańcach miasta.
W Mardinie na każdym kroku można spotkać się tylko z życzliwością. Sprzedawcy byli nienachalni: pełni klasy, a na dodatek zawsze elegancko ubrani i niezwykle gościnni – bez względu na to, czy chciałem napić się tylko kawy, przejrzeć ofertę syriackich win, czy kupić mydło. Tak – sklepów z ręcznie wyrabianym mydłem naliczyłem tu więcej niż spożywczaków. To zresztą najważniejszy lokalny towar eksportowy. Najlepsze mydło powstaje z oleju pistacjowego i nosi lokalną nazwę bıttım, ale pozostałe wariacje są także niczego sobie: pistacjowe – wpływa na dobry stan włosów, laurowe – dokładnie dezynfekuje, z oliwy z oliwek – działa jak przeciwutleniacz, a migdałowe – nawilża i zmiękcza skórę. Może gdyby Tahmasp znał te magiczne właściwości mydła, jego skóra nigdy nie pokryłaby się łuskami…
Pierwsze receptury mydła (jeszcze z produktów zwierzęcych) pochodzą ze starożytnej Babilonii; jednak to dopiero arabscy i perscy chemicy wynaleźli, jak tworzyć je w 100% z produktów roślinnych. Najsłynniejsze mydła pochodziły z syryjskiego Aleppo – cieszyły się one popularnością ze względu na brak chemicznych dodatków i ręczny sposób wyrobu. Dawna receptura przetrwała do dziś także w Anatolii, gdzie liderami produkcji są właśnie Mardin i sąsiedni Siirt – jednak tu, ze względu na narodowe dobro w postaci uprawianych na ogromną skalę oliwek, największa liczba mydeł produkowana jest z tego składnika. To nimi nacierają skórę w hammamach – warto zwrócić na to uwagę podczas wizyty. Najlepsze mydło ma nieco zużyty, rustykalny wygląd, sprzedawane jest kostkach lub krążkach, na sztuki lub na wagę. W Mardinie można znaleźć zarówno sklepy o marmurowych wnętrzach, gdzie kostki czekają pięknie ułożone i zapakowane, ale też małe „warsztaty”: w obu miejscach pod nos poddawane są wszystkie rodzaje mydeł – trzeba po kolei zapoznać się z zapachem każdego z nich i poczuć dłonią ich strukturę. W glicerynie można czasami wypatrzeć ślady zatopionych kwiatów, oliwek i owoców. Wyrób mydła to tradycyjnie męska profesja. Czym więc w Mardinie zajmują się kobiety? Polityką.
W 2014 roku mieszkańcy na burmistrzynię miasta wybrali młodą studentkę – Februniye Akyol. To pierwsza w historii chrześcijanka sprawująca władzę w tureckim samorządzie, na dodatek wystawiona do wyborów przez największą partię kurdyjską (BDP). Asyryjczycy nie są uznawani przez rząd turecki jako mniejszość religijna, a nauka ich języka – syriackiego, będącego dialektem aramejskiego, którym posługiwał się Chrystus, nie znajduje się w szkolnym curriculum. Aby wziąć udział w wyborach, musiała nawet przyjąć tureckie nazwisko.
Słysząc tę historię, przypominam sobie o kulcie Szahmeran panującym w Mardinie. Uświadamia mi to, że jestem w jakimś zupełnie niezwyczajnym miejscu, gdzie przeszłość w ciekawy sposób przeplata się z przeszłością i… mitem. To tu można odnaleźć świątynie chrześcijańskie powstałe jeszcze w połowie IX w. n. e., a obok Wielki Meczet z końca XII wieku wplątane w labirynt cienistych wąskich pasaży, przez które, oprócz człowieka, przeciśnie się co najwyżej osiołek (to powszechny tu widok!). Alejki ciągną się przez całe wzgórze, kilka kilometrów w górę aż do zamkniętej dla zwiedzających cytadeli i w dół – do stricte kurdyjskiego nowego miasta. Co kryje się za wysokimi wapiennymi murami o brunatnawej barwie, przez które tak ciężko zajrzeć? Może piękne klasyczne ogrody arabskie? Co skrywają piękne kościelne dzwonnice? Jak żyło się tu 100 lat temu, a co przyniesie Mardinowi przyszłość?
Ostania godzina w mieście. Już bez konkretnego celu spaceruję alejkami i zauważam strzałki prowadzące do kościoła protestanckiego. Zdziwiony, kieruję tam moje kroki; na miejscu – równie zaskoczony moją obecnością pastor tłumaczy mi, że kościół został otwarty zaledwie rok wcześniej i wbrew powszechnym społecznym niepokojom działa i zaprasza do siebie dosłownie każdego. To piękna koda.
Oryginalnie tekst ukazał się w portalu wyborcza.pl we wrześniu 2016 r.
Czy mogę prosić o kontakt?
793 393 601
Pozdrawiam serdecznie Jadwiga
Bardzo bardzo ciekawe! Byłam w Mardin pół dnia i żałowałam że tak krótko. A teraz jeszcze bardziej żaluję – bardzo ciekawy ten Pana tekst!
świetny wpis! Chcę za miesiąc odwiedzić Mardin , Urfe i Gaziantep i ten blog to prawdziwa kopalnia wiedzy!
Dziękuję!
Dziękuję! Wspaniale, że mnie odwiedziłaś w takim razie!
Dzień dobry.
Czy mogłabym prosić abyś zadzwonił do mnie?
Pozdrawiam serdecznie Jadwiga
793393601