Podróże, a terroryzm

0 komentarzy

W marcu br. miał miejsce atak terrorystyczny na muzeum Bardo w Tunezji. Na kilka dni później miałem zarezerwowany bilet na podróż do Jordanii (przez Izrael). Wszyscy pytali, czy w dalszym ciągu planuję swój wyjazd. Odpowiedź mogła być tylko jedna.

Atak w Tunisie, ale też te wcześniejsze w Madrycie czy Londynie, pokazują, że ataki terrorystyczne nie są domeną tylko wybranych rejonów świata. Żyjemy w czasach, kiedy z konsekwencjami działań terrorystów muszą zacząć liczyć się dosłownie wszyscy podróżujący. Jedyna rzecz, którą można zrobić, to – jakkolwiek banalnie to zabrzmi – nauczyć się z tym żyć. Ale w takim znaczeniu, żeby nie ignorować zagrożeń, ale brać pod uwagę wszystkie ewentualne scenariusze takich działań. Wydaje mi się, że to racjonalna – choć może kontrowersyjna na pierwszy rzut oka – postawa.

Według raportu Global Terorism Index w 2013 roku w atakach terrorystycznych na całym świecie zginęło niecałe 18.000 tysięcy osób, przy czym ponad 80% tych osób zginęło w Iraku, Afganistanie, Pakistanie, Nigerii i Syrii. Raport przedstawia te dane w jeszcze innym kontekście: o ile liczba ataków terrorystycznych wzrosła (a tym samym liczba ofiar, bo odnotowano tutaj wzrost o 60% w porównaniu do 2013 roku), to trzeba pamiętać, że w tym samym czasie w Stanach Zjednoczonych zamordowano (z różnych przyczyn) 437 tys. osób, co sprawia, że w USA o 64 razy łatwiej paść ofiarą zabójstwa niż ataku terrorystycznego.

 





 

Ile osób ginie w wypadkach drogowych każdego roku? Według danych Komendy Wojewódzkiej Policji, w samej (rekordowej w skali krajowej pod tym względem) Warszawie były to 72 osoby w 2013 roku. A ile to w skali światowej? To 1,24 mln ofiar – liczba nieporównywalna względem ilość ataków terrorystycznych. O ile ataki terrorystyczne zwykle odbijają się większym echem, to nie w nich ginie największa liczba osób. Teoretycznie łatwiej zginąć w wypadku samochodowym w Warszawie niż zginąć w zamachu terrorystycznym.

W żadnym razie nie jest to ani usprawiedliwienie, ani negacja ryzyka, które niesie ze sobą terroryzm. Tym bardziej absolutnie nie namawiam nikogo na podróżowanie wbrew zdrowemu rozsądkowi lub osobistym obawom, a już tym bardziej nie polecałbym turystyki wojennej (o której jeszcze trochę poniżej). Po prostu warto przyjrzeć się danym w określonym kontekście. Szczególnie, tak jak już wspomniałem wyżej, atak terrorystyczny w Tunezji, gdzie giną Polacy, będzie znacznie bardziej medialnym tematem i czasami – dla mnie zorientowanych – informacją, którą sprawi, przez której pryzmat ludzie będą patrzeć na cały region, a tym samym poczują się zniechęceni do podróżowania. Zresztą taki jest cel terrorystów – wywołanie strachu, szczególnie że o ich działaniach będzie się mówiło długo i głośno.

Skąd się bierze terroryzm? Wynika on w znacznej mierze w konfliktów zachodzących pomiędzy grupami etnicznymi zamieszkującymi dany kraj (Irak jest tego najlepszym przykładem), pozasądowym wymierzaniem kar (choćby w Iranie), czy wysokiego współczynnika przemocy związanego np. w sytuacją ekonomiczną kraju. Co więc robią państwa, które uważa się za miejsca podwyższonego ryzyka ataku terrorystycznego, ale tym samym, gdzie turystyka jest głównym źródłem przychodów, tak aby turyści nie odwrócili od danego kraju? Egipt od maja 2015 r. wprowadza obowiązek ubiegania się o wizę dla turystów indywidualnych tylko i wyłącznie w placówkach dyplomatycznych w kraju zamieszkania (a nie na lotnisku, choć bez zmian pozostają formalności w przypadku wycieczek zorganizowanych). To wszystko po to, aby mieć lepszą kontrolę nad ewidencją osób podróżujących do kraju. Tunezja wzmogła działania antyterrorystyczne – ostatnio aresztowano 1,5 tys. osób podejrzanych o przynależność do siatek dżihadystów (to właśnie z Tunezji aż 2 tys. osób walczy obecnie w szeregach ISIS w Syrii). Czy to coś zmienia?

Prawda jest taka, że Egipt i Tunezja wciąż pozostają atrakcyjnym celem turystycznym. Tutaj bowiem decyduje ekonomia – wycieczki na północ Afryki są po prostu tanie. Tańsze niż wczasy nad Bałtykiem. I dla wielu po prostu atrakcyjniejsze.
Jacek Gądek w artykule w Onecie pisze, że „jeśli sytuacja w Tunezji wróci do tej, jaka była przed zamachem w Tunisie, to turyści – zwłaszcza z Polski – szybko tam wrócą”. Co zresztą potwierdza ciekawy wpis Krzysztofa Matysa, właściciela biura podróży z Białegostoku, który przywołuje na swoim blogu historię: „W branży wymieniamy się doświadczeniami z ostatnich dni. Na jednym z zamkniętych forów, koleżanka z biura podróży napisała wczoraj: „Poszłam rano wcześniej do biura czekając na telefony od zaniepokojonych klientów i… Uwaga!!! Same zapytania czy już spadły ceny na lato do Tunezji i pełno lastowiczów do Egiptu”.

Portfel zawsze wygra. Ale co można ewentualnie robić wybierając się do kraju narażonego na ataki? Przede wszystkim zdać się na organizatorów wycieczki, a w przypadku turystów indywidualnych – zdobyć jak największą wiedzę na temat kraju, do którego się wybieramy i na bieżąco śledzić sytuacje w kraju, do którego się wybieramy i – w przypadku ewentualnego zagrożenia – zdać się na lokalne władze. Często zapomina się, że terroryści to niewielka grupa ekstremistów, ale nie cały naród.

Od czasu do czasu zaglądam na stronę Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które publikuje informacje i ostrzeżenia dla podróżujących. Z analizy komunikatów dotyczących Egiptu i Tunezji (w obu przypadkach zobaczymy monit „Nie podróżuj”), można wyciągnąć następujące wnioski: ostrzeżenia mają charakter zbyt ogólny i publikowane są trochę „na wyrost”.
To oznacza trochę, że dla świętego spokoju, rząd polski najlepiej odradziłby podróżowanie do obu tych krajów (niemniej jednak poradnik Polak za granicą zawiera dosyć dużo ciekawych informacji, w tym adresy ambasad i konsulatów). Dla porównania zaglądam na ostrzeżenia publikowane dla mieszkańców Zjednoczonego Królestwa. W przypadku Tunezji odradza się kierowania w stronę przejść granicznych z Algierią, odwiedzania Parku Narodowego Chaambi i terenów przygranicznych z Libią. W przypadku podróży do Tunisu i kurortów obowiązują ogólne zasady bezpieczeństwa. Podsumowując, Brytyjczycy w znacznie dokładniejszy sposób informują o sytuacji za granicą i publikowane komunikaty zdają się być bardziej precyzyjne i na czasie…

 





 

Niemniej jednak, nie jest do końca tak, że polscy podróżnicy pozostawieni są sami sobie. System Odyseusz to serwis MSZ służący Polakom wybierającym się zagranicę, szczególnie w mniej stabilne rejony, tak aby w przypadku zaginięcia, odpowiednie władze były w posiadaniu podstawowych danych o osobie, które miała potencjalnie wybrać się za granicę. Przeglądając podróżnicze fora internetowe można zauważyć, że nie cieszy się on najlepszą opinią, ale może lepiej chuchać na zimne?

Ciekawe, czy rejestrują się z nim osoby, które decydują się na ekstremalną turystykę wojenną?
Odbiegnę tu już trochę od tematu, ale wydaje mi się ciekawy i stanowi drugą stronę tego samego medalu. Terroryzm i wojna nie jako coś, co odstrasza turystów, ale coś, co stanowi atrakcję samą w sobie. Ten rodzaj wyjazdów to propozycja nie tylko dla tych o mocnych nerwach, ale też grubych portfelach (indywidualna wyprawa do Bagdadu to koszt 20 tys. dolarów, ale – znalazłem też ofertę wyprawy do Afganistanu za 2 tys. dolarów). Pytanie raczej o motywację takich osób? W artykule w portalu natemat.pl cytowana jest dr Małgorzata Fajkowska: „Być może chodzi o destrukcyjną potrzebę utraty kontroli. Jeśli na co dzień mamy kierownicze stanowisko, pieniądze, władzę, w którymś momencie dochodzi do głosu potrzeba oddania swojego losu w czyjeś ręce. Na wojnie nie da się kontrolować sytuacji, nie da się opanować wszystkiego”. Czy jest więc to swoiste igranie z ryzykiem i śmiercią? Organizatorzy twierdzą, że nie dopuszczają do określonego typu zachowań czy sytuacji – np. w Ukrainie organizowane są wycieczki po regionach objętych wojną, gdzie turyści podróżują kuloodpornym pojazdem. Bo przecież nie o wojenne łupy chodzi tym, którzy jadą do Syrii czy na Ukrainę. Tylko o adrenalinę i swojego rodzaju popularność. Kto skorzystałby z oferty firm takich jak War Zone Tour, jak nie ci zainspirowani wiadomościami telewizyjnymi i działalnością korespondentów wojennych? Zresztą czy Waszej uwagi nie zwróciłoby zdjęcie znajomego zrobione zaledwie wczoraj Bagdadzie?

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Masa Perłowa to blog i kanał YouTube o podróżach do miejsc mniej popularnych, ale niezwykle ciekawych