Chicago z całą pewnością nie jest kierunkiem typowo turystycznym – można przekonać się o tym dość szybko: brak tu sklepików z upominkami, wszechobecnych map i broszur, wreszcie – poza dwoma, trzema miejscami – nie ma tu znienawidzonych tłumów turystów. Chicago to głównie miasto biznesowe, a przez turystów najczęściej odwiedzane jest jako przystanek w odkrywaniu innych miejsc w Stanach Zjednoczonych. Niektórzy odwiedzają Wietrzne Miasto ze względów rodzinnych – to największe poza Europą skupisko Polonii (każdej rodzinie w Polsce znany jest jakiś wujek czy ciotka z Chicago – przyszywana lub prawdziwa). Wizyta w stolicy stanu Illinois to ciekawe doświadczenie, ale raczej z tych, które wystarczy przeżyć raz w życiu.
Bez względu na powód przyjazdu, istnieje oczywiście lista miejsc i obiektów, które w Chicago warto zobaczyć. Ku pokrzepieniu portfela, większość czołowych atrakcji jest darmowa (moja poniższa selekcja to właśnie takie miejsca – poza dwiema miejscówki, gdzie wejście jest niebiletowane). Dodatkowo, aby mieć trochę lepszy obraz miasta, sugeruję wybrać się na poznanie dzielnic spoza ścisłego centrum (o czym w dalszej części tekstu).
Co znajdziesz w tym artykule?
Magnificent Mile: amerykańska metropolia
Błyszcząca wieża Trumpa, siedziba Chicago Tribune, gigantyczny pomnik Lincolna, statki płynące rzeką Chicago. Do tego ekskluzywne hotele, markowe sklepy, domy handlowe (typu Macy’s), wystawne restauracje i kawiarnie sieciowe. W skrócie: oto odpowiednik nowojorskiej Piątej Alei. Centralną część Mag Mile wyznacza szeroka Michigan Avenue. Na wschód od niej znajduje się Gold Coast, gdzie w cieplejsze dni w słońcu wylegają się i przechadzają setki osób, na zachód – spokojniejsze uliczki, gdzie między wysokimi budynkami można wypatrzeć amerykańskie dinery, małe kościółki, a nawet… coś na kształt meczetu (zdjęcie po lewej). Medinah Temple nigdy jednak świątynią nie była – to niewielka sala koncertowa otwarta w 1912 roku, a dziś… sklep meblowy.
Nie wiem, jak długo tuż na przeciwko budynku Chicago Tribune postoi pomnik Abrahama Lincolna (zdjęcie poniżej), ale wielka postać największego prezydenta USA trzymająca w dłoni kopię Przemowy gettysburskiej, której treść tłumaczy XXI-wiecznemu Amerykaninowi przyciąga uwagę dosłownie wszystkich przechodzących. Pomnik pojawił się w tym miejscu przed wyborami prezydenckimi w 2016 roku.
The Loop: pętla biurowców
Jak w przypadku wielu zwiedzających, chicagowskie downtown było dla mnie pierwszym punktem styczności z miastem. Ta część miasta nazywana jest The Loop – jej nazwa wzięła się stąd, że to tu kolejka metropolitalna L jeździ w pętli (loop). Znalazłem się tu dlatego, że w okolicy znajduje się dworzec autobusowy Greyhound, niemniej jednak prędzej czy później trafi tu każdy (np. wybierając się do obserwatorium Skydeck w Willis Tower). Przybycie tu o świcie zmusiło mnie jeszcze do jednego – znalezienia miejsca, gdzie serwują śniadania. Podpowiedź: czy wiedzieliście, że skoro w okolicy mieści się niezliczone ilość biurowców, są tu także pracownicze stołówki, gdzie serwowane są śniadania w bardzo przystępnych cenach? Jeżeli znajdziecie się w podobnej sytuacji, przejrzyjcie listę tanich old-schoolowych cafeterii w The Loop, które zebrał lokalny TimeOut. The Loop to miejsce, gdzie znajdują się wszystkie najwyższe wieżowce Chicago, w tym Willis Tower, drugi najwyższy budynek USA, miejsce, w którym rozpoczyna się słynna droga 66 (Route 66), czy w końcu dzielnica teatralna, w tym Teatr Chicago z pocztówkowym szyldem.
Chicago swoją reputację jako amerykańskie centrum architektoniczne zaczęło budować pod koniec XIX wieku. W 1871 roku Wielki pożar w ciągu zaledwie dwu dni ogień pochłonął 18 tysięcy budynków. Wtedy to do gry wkroczyli innowacyjni architekci, tacy jak Daniel Burnham, Louis Sullivan, Frank Lloyd Wright i Mies van der Rohe tworząc z Chicago to, co można oglądać na własne oczy – żywe muzeum architektury. Pierwsze wieżowce, np. Reliance Building, czy dom towarowy Carson Pirie Scott, przyczyniły się do rozsławienia w świecie pojęcia „chicagowska szkoła architektoniczna”, a jednocześnie spopularyzowały określenie „skyscraper”. Jednak wieżowce to nie wszystko: proste domy budowane z naturalnych surowców inspirowane stylistyką pólnocnoamerykańskiej prerii na nowo zaczęły definiować pojęcie „amerykańskiego domu” (polecam spacer ulicami dzielnicy Lincoln Park). W okresie międzywojennym powstały takie budynki jak pokryty terakotą, pierwszy klimatyzowany budynek w Chicago, należący do producenta gumy do żucia, Wrigley Building i Chicago Board of Trade Building – idealny przykład budynku w stylu Art Deco. W końcu po II wojnie światowej powstały kolejne chicagowskie ikony: zbudowane ze stali i szkła – Federal Center, czy Inland Steel Building.
Nie ma lepszego miejsca na oglądanie tej architektury, którą od wschodu ogranicza Jezioro Michigan niż z poziomu lotu ptaka. Oczywiście można pewnie zorganizować sobie lot helikopterem ponad miastem, ale można też po prostu wybrać się do jednego z dwóch punktów obserwacyjnych: Skydeck w Willis Tower lub 360°CHICAGO w John Hancock Building. Zaletą tego pierwszego jest możliwość spaceru po szklanym pokładzie, a więc zobaczenia miasta dokładnie pod własnymi stopami, a także fakt, że sam budynek oddalony jest od jeziora, a więc oglądana zabudowana będzie gęstsza. Z kolei w 360°CHICAGO w Mag Mile do dyspozycji gości jest TILT, czyli ruchoma szklana pochylnia. W obu przypadkach zalecam zakup biletu przez internet z min. 1-dniowym wyprzedzeniem, chyba że wizytę planujemy na czas tuż po otwarciu. Bilet na Skydeck kosztuje $23, na 360°CHICAGO – $20,50 ($18,45 w przypadku zakupu online, przy czym TILT to dodatkowy wydatek rzędu $7 ($6,30 przy zakupie online). Warto jednak przejrzeć opisy wszystkich dostępnych pakietów – niektóre opcje mogą wydać się szczególnie interesujące dla osób, które chcą wybrać się do obserwatorium dwukrotnie (np. rano i wieczorem).
Millennium Park: fasola i wideo-fontanny
Kiedy w internecie oglądałem zdjęcia „fasolki”, wydawała mi się ona nie tylko ogromna, ale też (ze względu na znajdująca się za nią zabudowę) nie gdzieś w parku, ale właśnie w samym centrum miasta. The Bean jest chyba najpopularniejszym obecnie symbolem Chicago – sądząc po ilości robionych tu zdjęć i spacerujących turystów. Początkowo władze miasta i zaborczy twórca tego dzieła, brytyjski artysta indyjskiego pochodzenia Anish Kapoor, zabraniały bezpłatnego reprodukowania zdjęć z Fasolką w celach komercyjnych – absurdalne były żądania opłat od fotografów, ale wszystko było zgodne z amerykańskim ustawodawstwem regulującym kwestie praw autorskich. 10-tonowe Cloud Gate, bo tak oficjalnie nazywa się ta rzeźba, stoi na skraju w Millennium Park (który jest częścią większego Grant Park). Nie ma osoby, która nie chciałaby zobaczyć swojego dziwnie wykręconego odbicia – zresztą zmienia się ono w zależności gdzie będziemy patrzeć. Pod tym względem The Bean funkcjonuje trochę jak gabinet krzywych luster. Jednak jeszcze wcześniej niż w 2006 roku, czyli w czasie publicznego, debiutu od dwóch lat popularnością cieszyły się… video fontanny, czyli instalacja Crown Fountain. Na dwóch postawionych naprzeciw siebie kolumnach pokrytych szkłem wyświetlane są twarze mieszkańców miasta, a co jakiś czas naprzemiennie z ich ust wydostaje się… strumień wody.
Art Institute: pochłaniacz czasu
Bilety wstępu są tu drogie ($25), ale wizyta w Art Institute of Chicago wart jest każdego centa. Przy okazji praktyczna informacja: bilety można kupić też wprawdzie online, ale doliczana jest dodatkowa opłata w wysokości $2, a kolejki nie są wcale tak straszne, żeby była potrzeba kupować je wcześniej.
Nie trzeba być ekspertem od sztuki, żeby kojarzyć dwa najsłynniejsze obrazy, które są wystawiane w muzeum: „Nighthawks” Edwarda Hoppera i „American Gothic” Granta Wooda. Ten pierwszy kojarzę jeszcze z jednej z moich pierwszych książek do angielskiego i wreszcie była okazja, żeby zobaczyć go z bliska; ten drugi – kto wie, czy nie najbardziej znany na świecie obraz amerykański – niestety w czasie mojego pobytu w Chicago został wypożyczony na potrzeby wystawy w Londynie. Ale oczywiście to nie wszystko: znajdziecie tu obrazy mistrzów francuskich, arcydzieła Vincenta Van Gogha (jego słynny Autoportret i Pokój), wystawę średniowiecznych zbroi (coś dla fanów „Gry o tron”), słynny posąg Buddy, czy w końcu wielki witraż Marka Chagalla (który powstał z okazji 200-lecia uzyskania niepodległości przez USA), a nawet zrekonstruowane pomieszczenie dawnej giełdy. Planujecie spędzić w muzeum dwie godziny? Prawdopodobnie obejrzenie samych najważniejszych eksponatów zajmie dwa razy tyle czasu.
Jak wiadomo, dzięki zwiedzaniu z przewodnikiem można w zupełnie inny sposób poznać miejsca i dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. Zamiast tradycyjnego audioguide’a, proponuję pobranie aplikacji mobilnej Instytutu (iOS i Android). W aplikacji można wybrać którąś z tras tematycznych lub np. poznać tylko najpopularniejsze obiekty w kolekcji.
Szuka niebiletowana
Jeżeli interesujecie się sztuką, możecie też wybrać się do Muzeum Sztuki Współczesnej (Museum Of Contemporary Art Chicago), gdzie wprawdzie widnieje regularny cennik, jednak tak naprawdę można tu wejść płacąc tyle, ile uważa się za stosowne (a więc nawet $1). Co do atrakcyjności tego muzeum, to kwestia dyskusyjna – osobiście nie przypadło mi za bardzo do gustu.
Ciekawsze mogą okazać się wystawy i inne wydarzenia kulturalne organizowane przez Chicago Cultural Center, które mieści się w dawnej bibliotece publicznej, której wnętrza warto zobaczyć choćby z powodu niesamowitej kopuły Tiffaniego. Dodatkowo od środy do soboty o godz. 13:15 organizowane jest darmowe oprowadzenie po budynku – co ważne, grupa może liczyć tylko 20 osób, zatem warto się pospieszyć; w środy o godz. 12:15 organizowane są z kolei darmowe koncerty muzyki klasycznej.
Do sierpnia 2017 r. realizowany jest program Statues Stories Chicago, który polega na zwiedzaniu Chicago odwiedzając serię pomników z aplikacją mobilną. Po podejściu do wybranej rzeźby, aplikacja odtworzy historię, którą ma do opowiedzenia dana statua: a mogą to być zarówno postacie historyczne, takie jak Abraham Lincoln, czy Benjamin Franklin, a nawet… bizon z Parku Humboldta, Tchórzliwy Lew w Parku Oz, czy Cloud Gate z Millennium Park. Teksty zostały nagrane przez aktorów lokalnych teatrów. Dodatkowo trwa konkurs, który polega na napisaniu własnych tekstów dla kilku rzeźb. To całkiem ciekawy sposób na poznanie Chicago!
Król Lew mieszka w Lincoln Park
Zielona oaza w środku miasta z widokiem na Jezioro Michigan z jednej strony i pełną wieżowców panoramę dolnego Chicago – z drugiej. Wstęp do parku jest całkowicie darmowy, a co lepsze – częścią parku jest także zoo, do którego ściąga najwięcej zwiedzających. Najbardziej podobała mi się małpiarnia, z kolei scenografia miejsca, w którym zamieszkują np. lwy jest śmiesznie kiczowata (że niby prosto z „Królowa Lwa”).
Navy Pier: 2 mln odwiedzających rocznie
Kto by pomyślał, że Navy Pier jest najczęściej odwiedzanym miejscem w Chicago! Co roku do przystani zawija 2 mln odwiedzających! Oddana do użytku w 1916 roku Navy Pier była początkowo przeznaczona jako punkt rozładunkowy statków, później działała jako centrum rekreacyjne, ale że wkrótce USA zaangażowały się w działania wojenne, stała się miejscem ćwiczeń wojskowych.
A dziś? Pewnie wszyscy chcą zobaczyć, a co odważniejsi, przejechać się 45-metrowym Ferris Wheel (nowe koło zostało oddane do użytku w maju 2017 r.), albo wybrać się na przejażdżkę łodzią motorową po jeziorze Michigan. Oprócz tego jest tu jeszcze IMAX i wielki foodcourt, choć ja osobiście wolałbym czas poświęcić na spacerach!
Jeżeli wybieracie się do Chicago, które z wymienionych atrakcji chcielibyście zobaczyć najbardziej? Jeśli już tam byliście, które miejsca Was zachwyciły, a które rozczarowały? Czekam na Wasze komentarze!
0 komentarzy