Marrakesz w 10 krokach. Jak zaplanować pobyt?

6 Komentarze |

Większość zachwyca się miastem Marrakesz: że to Maroko w pigułce, ba – może nawet cały arabski świat skupiony w jednym miejscu. Pojawia się coraz więcej możliwości, żeby tu dotrzeć – nawet z Polski wystartowały bezpośrednie loty nie-czarterowe do zachodniej części Maghrebu. Egipt i Tunezja? One są już dawno passé. Kultura arabska, gościnność Berberów i kuchnia północnoafrykańska zawsze będzie nęcić osoby chcące zakosztować egzotyki. Czy zatem Maroko, a w szczególności Marrakesz, to idealne miejsce na spędzenie urlopu? Odpowiedź nie jest jednoznaczna.

Nie widać tego wprawdzie na większości moich zdjęć, ale Marrakesz opanowany jest przez turystów – głównie Europejczyków. Zobaczyć ich można przechadzających się uliczkami medyny, przesiadujących w restauracjach, kupujących marokańskie ozdoby, skórzane pufy i pachnidła. Niby nic w tym dziwnego. Lecz gdy trafia się do np. madrasy (szkoły koranicznej), gdzie trzeba przeciskać się między innymi zwiedzającymi i robić zdjęcia na zatłoczonych placach i ogrodach, zwiedzanie zaczyna robić się uciążliwe. Jeszcze jedna rzecz wyjątkowo tutaj rzucała mi się w oczy: wprawdzie w Maroku nie ma żadnych przepisów dotyczących stroju kobiet, ale głębokie dekolty, odsłonięte ramiona i krótkie spódniczki Europejek wydawały się kontrastować z tradycyjnymi strojami. Choć serce niejednego Araba bije mocniej, Marokanki pewnie czują pewien dyskomfort…


 

1. Garbarnie w Marrakeszu: listek mięty zamiast listka figowego

Procedura jest prosta: miły Arab zaczepia Cię na ulicy, pyta skąd jesteś, być może nawet powie coś po polsku, może się nawet okazać, że jego żona jest Polką. Dowiadujesz się od niego, że dobrze, że przyjechałeś do Marrakeszu, bo akurat dziś odbywa się festiwal kolorów, gdzie zobaczysz, jak barwione są marokańskie dywany. Niestety sympatyczny nieznajomy nie może dokładnie pokazać Ci tego miejsca, bo jest właścicielem interesu, którego nie może przecież ot tak zostawić. Na szczęście przypadkowo zjawia się jego kuzyn zmierzający właśnie w tamtym kierunku. Z radością zaprowadzi Cię na miejsce.

Po spacerze krętymi uliczkami medyny, gdzie GPS wariuje jak oszalały, trafiasz w ręce przewodnika, który prowadzi Cię do… lokalnych garbarni. Nie są one wprawdzie tak znane jak te w Fezie, ale to nie szkodzi. To atrakcja turystyczna, gdzie cenę wstępu reguluje… Twój wygląd.

W dłoni przewodnika pojawia się listek mięty – co wrażliwsze nosy zaciągać będą się nim z niebywała regularnością (w praktyce smród farbowanych skór nie jest aż tak nieznośny). Przewodnik jest dość nerwowy, bo chce obejść całą garbarnię jak najszybciej, bo wie, że czekają na niego kolejni chętni. Równocześnie zdaje sobie sprawę, że musi powstrzymać swój arabski temperament, bo turysta musi złapać dobre ujęcie i nie może wpaść w dziurę z ptasim guanem.

Po zakończonym zwiedzaniu przychodzi czas, by zapłacić za dostarczone rozrywki. Prawdopodobnie padnie jakaś absurdalna kwota – 200 dirhamów i wyliczanie, że przecież należy się i za wstęp, i za oprowadzanie, a przecież wszystkich garbarzy też trzeba wynagrodzić za to, że chcieli pozować do zdjęć. Robisz wielkie oczy i zaczynasz negocjować i pukać się w czoło, że nie ustaliłeś opłaty z góry. Kiedy udaje ci się zbić cenę (nie było to aż tak trudne), czujesz lekki niesmak i – ruszając w głąb medyny – obiecujesz sobie drugi raz nie popełnić tego błędu. Udaje się to tylko połowicznie.

Jakiś nieoficjalny przewodnik, który recytuje na pamięć opowieść o historii Marrakeszu, obiecuje zabrać cię na nieznany taras widokowy. Pytasz więc, ile to kosztuje i “skoro łaska”, zgadasz się uśmiechem pełnym satysfakcji. Na koniec, zadowolony wyciągasz z portfela marokańskie monety. W odpowiedzi słyszysz, co za śmieszne pieniądze mu dajesz i że tutaj obowiązującą walutą jest euro. Zaczynasz się awanturować i zamiast oczekiwanej pyskówki Twój przewodnik się wycofuje, zabiera Twoje “co łaska” i życzy Ci dobrego dnia.

Zdemaskowałeś ich: nikt się tu nie będzie z Tobą kłócił, bo nie chcą pewnie, żebyś straszył ich policją. Jednak reakcja obronna już się w Tobie wytworzyła i myślisz, że każdy będzie mniejszym lub większym naciągaczem. W Maroku spotkasz jeszcze wielu przewodników. Takich oficjalnych lub nieoficjalnych, taksówkarzy uczciwych i uczciwych inaczej, sprzedawców natrętnych i takich, którzy nie zwrócą na Ciebie uwagi. Zwyczajni mieszkańcy Marrakeszu też okażą się pomocni i ciekawi. Na pewno zawsze będą chwalić swój kraj – jeśli nie za jakość życia, to za zabytki, przyrodę i plaże. Witaj w Maroku!

Nie każdy Marokańczyk chce Cię oskubać, ale jeśli będzie miał ku temu okazję, na pewno z niej skorzysta…

 

 





2. Medyna: w Marrakeszu w dzień targowy takie toczą się rozmowy

 

Medyna to miejsce, które trzeba zobaczyć – labirynt uliczek, suków (bazarów), sprzedawców towarów wszelkiej maści – o tym wiemy z każdego przewodnika. Jeśli jednak zdecydujecie się odłożyć na bok mapę, można zobaczyć trochę ciekawych widoków, nawet lokalny… streetart. Im dalej od centralnego placu Djemaa El Fna, tym ciekawsze widoki pojawią się w zasięgu oka – na obrzeżach medyny ludzie prowadzą życie nie zawracając sobie głowy turystami – można trafić na całe sąsiedztwa, gdzie będą same warsztaty samochodowe, albo warsztaty stolarskie, gdzie indziej usłyszy się stukot młotków – tutaj powstają przedmioty ze stali.

Osobnym doświadczeniem jest zwiedzanie medyny wieczorem – ale taką atrakcję polecam tylko poszukiwaczom adrenaliny. Nie dosyć, że medyna całkowicie się wtedy wyludnia, a miejsca handlarzy zajmują grasujące w poszukiwaniu jedzenia koty i… wyrostki proponujące marihuanę, haszysz i alkohol, to uliczki wyglądają jednakowo i w zasadzie nie wiadomo, gdzie się tak do końca jest. Na szczęście tablice informacyjne nie pozwolą nikomu się zgubić; cel wskaże też katujący arabskim rapem znudzeni panowie.

“– Co tu robisz? Dokąd chcesz dotrzeć?” – pyta 30-letni Marokańczyk. -“W zasadzie to spaceruję tylko i robię zdjęcia” – odpowiadam. -“Mogę Cię oprowadzić, bo tu mieszkam. Nie bój się, nie jestem żadnym przewodnikiem”. “– Chyba sobie poradzę. Ale jak chcesz, to zrobię Ci zdjęcie?”. “Ale tu nie ma co fotografować!”. “Ale to może być ciekawe zdjęcie”. “No właśnie – dla Ciebie, a dla nas to wszystko jest tak samo nieciekawe”.

Negocjuj ceny, ale jeśli nie chcesz nic kupować, nie wchodź w ogóle do sklepu; schowaj mapę i spróbuj odnaleźć czar mniej znanych zakątków medyny; śmiałkom polecam spacer uliczkami medyny w nocy 

 


 

3. Mellah

Odtrutką dla hałaśliwej medyny jest dawna dzielnica żydowska – mellah. Żydzi do Maroka przyjechali z Hiszpanii po wypędzeniu ich przez Izabelę I Kastylijską i Ferdynanda II Aragońskiego w 1492 roku i żyli obok muzułmanów aż do 1956 roku (kiedy to Marokańczycy uzyskali niepodległość od Francji). Większość z nich ruszyła do Francji i Stanów, mniejsza część do Izraela. Dzielnice takie jak ta znajdują się w wielu miastach Maroka – dziś są raczej zaniedbane, większość synagog dawno zamknięto (choć akurat w Marrakeszu czynna jedna, gdzie urządzone jest muzeum), ale wciąż dobrze zachowany jest cmentarz żydowski (gdzie wszystkie grobowce pomalowane są na biały kolor) i dawne kamienice żydowskie, które można rozpoznać po… balkonach. Mellah to najspokojniejsza część medyny i warto tu zajrzeć choć na krótką chwilę.

Mellah – dla spokoju i braku turystów

 

 

 


 





 

4. Kutubia – minaret meczetu Księgarzy

 

Najsłynniejszy i największy meczet Marrakeszu stawiano dwa razy: najpierw w 1147 roku, ale wkrótce zorientowano się, że źle wyznaczono w nim miejsce na mihrab (wierni nie modlili się w kierunku Mekki!) i zarządzono rozbiórkę budynku… Nowy meczet ukończono dopiero w 1199 roku. Wstęp do meczetu jest wzbroniony dla nie-muzułmanów, ale to i tak minaret meczetu jest właściwą atrakcyjną turystyczną. Jest to bliźniacza konstrukcja dla Giraldy w Sewilli, okazałego minaretu Hassana w Rabacie i podniszczonego Mansuriah w algierskim mieście Tlemcen.

W otoczeniu meczetu znajduje się park, w którym można przysiąść i podziwiać budowlę. Przy okazji jedna obserwacja dotycząca muezzinów w Marrakeszu: jako że nawoływanie do modlitwy (szczególnie to o świcie i wieczorem) jest zjawiskiem w moim przekonaniu napisałbym nawet transcendentnym, szkoła śpiewu reprezentowana przez marokańskich muezzinów nie może się równać ani  z Algierią, ani z krajami Bliskiego Wschodu… być może jest jakiś powód, dlaczego te nawoływania brzmią jakoś mniej dostojniej, ale póki co nie znalazłem na ten temat żadnych informacji…

Przy meczecie znajduje się jedna z najciekawszych atrakcji Marrakeszu – są to Grobowce Saadytów. Miejsce oryginalne i inna niż wszystkie inne w Marrakeszu. Kompleks składa się z dwóch mauzoleów, dziedzińca i ogrodów. Znajdują się tu bogato zdobione grobowce, w których spoczywa dynastia książąt arabskich. Zostały one w XVII w. zamurowane, ale po 200 latach odkryli je Francuzi (na miejsce zwrócili uwagę na piloci samolotu).

Minaret jest jednym z symboli Marrakeszu, a więc prędzej czy później i tak się na niego natkniesz; w mieście tak wielu meczetów, warto zwrócić uwagę, czy to właśnie ten, o który nam chodzi…  


 

5. Djemaa El Fna

Jeżeli zgubisz się w uliczkach medyny, wiedz że każdy będzie Ci wskazywał kierunek tego placu – Djemaa El Fna. To co się tu odbywa to dla mnie przedstawienie w kilku aktach. Z samego rana, przychodzisz tu wypić świeżo wyciskany sok, zrobić sobie zdjęcie z małpką i posłuchać, jak pustynny Berber czaruje swoją grą na piszczałce węże (choć osobiście nie wsparłbym tych gościom ni groszem, bo te zwierzęta są najzwyklej w świecie niesamowicie wykorzystywane). W południe zawitasz tu zjeść obiad (choć w innych miejscach serwują lepsze jedzenie), a popołudniu kupujesz najtańszy napój i oglądać zachodzące słońce z jednego z tarasów restauracyjnych. Kiedy jesteś już z powrotem na placu, widzisz, jak wiele się zmieniło.

Oprócz handlarzy, pojawili się muzycy, którzy przy delikatnym świetle grają i śpiewają zebranym w półokręgach tubylcom i turystom, zawoalowane kobiety proponują tatuaż z henny i opowiadają historię rodem z “Baśni 1001 nocy”, a właściciele przenośnych garkuchni namawiają Cię na zjedzenie owoców morza – i ciężko oprzeć się ich namowom (uważaj tylko – każdy dodatek liczony jest dodatkowo). Spotkanie tych niezwykłych światów potrwa do późnych godzin nocnych, kiedy Ciebie dawno już tu nie będzie, bo musisz odpocząć do hałasów tamburyna…

Ten codzienny niecodzienny spektakl został doceniony przez UNESCO; trzeba wziąć w nim udział – choćby jako widz, ale ilość wrażeń: dźwięków, smaków i zapachów może przyprawić o zawrót głowy 

 

 

 


 

6. Pałac Badi

Jedno z moich ulubionych miejsc z mieście to XVI-wieczny Pałac Badi. Dziś kosztowności pałacowych nie ma co tu szukać, ale miejsce jest ciekawe ze względu na ogromną powierzchnię. Jeśli do Marrakeszu przybywacie zimą, zauważycie, że to właśnie tu zimują… polskie bociany. Dodatkowo z tarasu kompleksu rozpościera się świetny widok na miasto. Dodatkową atrakcją jest XII-wieczny drewniany minbar (czyli odpowiednik kazalnicy), który oryginalnie znajdował się w Meczecie Księgarzy.

 

 

Wniosek: piękne widoki


 


 

7. Medersy: Ali ben Youssef

 

Madarsy to szkoły koraniczne, które najpierw powstawały przy meczetach, a później funkcjonowały oddzielnie. W Marrakeszu wstęp do meczetów jest wzbroniony, ale dawne szkoły (dziś Koran studiuje się w nowoczesnych klimatyzowanych uniwersytetach) w medynie robią dziś za muzea. Zwiedziłem dwie, ale były one na tyle podobne, że wystarczy obejrzeć tę najbardziej popularną – Ali ben Youssef.

Tłumy zwiedzających, ale warte zwiedzenia dla architektury


 

8. Muzeum Dar Si Said

 

Kameralne muzeum ulokowane w diarze, czyli budynku mieszkalnym nie znajduje się na radarze zbyt wielu turystów. Największą atrakcją są niezwykłe sale wyłożone orientalnymi kaflami i arabeskami, w tym niezwykła sala, na której ścianie znajduje się niezliczona ilość luster. Uzupełnieniem całości jest cieniste patio z fontannami – ulubione miejsce fanów instagramowych selfie.

Rzadko odwiedzane przez turystów. Zajmie Ci tylko 30 minut


 

9. Pałac Bahia

 Marrakesz Maroko Pałac Bahia

Pałac Bahia – jedna z najbardziej obleganych atrakcji Marrakeszu. Kompleks przypomina ten z hiszpańskiej Grenady, jednak jest znacznie mniejszy i młodszy – wybudowano go dopiero w XIX wieku. Większość pomieszczeń nie jest dostępna dla zwiedzających, ale to, co można tu zobaczyć, jest warte wyprawy: największe wrażenie robią duży i mały dwór, harem i ogrody.

Mnóstwo turystów – ich ilość odbiera jakąkolwiek radość zwiedzania tego miejsca

Marrakesz Maroko Pałac Bahia  Marrakesz Maroko Pałac Bahia Marrakesz Maroko Pałac Bahia

 





 

10. Nouvelle Ville

Na nocleg zdecydowałem się w nowoczesnym hotelu dzielnicy Gueliz znajdującej się w połowie drogi między dworcem kolejowym, a medyną. Choć większość osób rezerwuje riady w medynie (czyli domach przerobionych na gościńce), z perspektywy czasu wydaje mi się, że to decyzja trafiona. Przyznam szczerze, że nocleg z dala od zgiełku, który panuje w medynie, zdecydowanie bardziej mi odpowiadał. Zwłaszcza też, że nikt tu nie wyciągał ręki po pieniądze i generalnie nie zwraca na Ciebie uwagi. Marrakesz poza starą częścią jest nowoczesnym miastem, nieco zakorkowanym z zachodnimi sklepami i nowoczesnymi restauracjami. Ciężko może w to uwierzyć, ale wyjście poza klaustrofobiczną medynę działa jak powiew świeżego powietrza.

Czy poleciłbym podróż do Marrakeszu? Zdecydowanie tak, choć uważam, że taka liczba bodźców może być ciężkim doświadczeniem. A  jako pierwszego miasta arabskiego świata? Raczej nie – wydaje mi się zbyt oszałamiający (Stare Miasto w Jerozolimie jest sto razy spokojniejsze), choć znam osoby, które w Marrakeszu są wręcz zakochane i marzą, żeby tam powrócić.

Jednego miejsca w Marrakeszu nie udało mi się zwiedzić – chodzi o nowo otwarte Muzeum Yves Saint Laurenta, które także znajduje się poza medyną. Niestety, na wejście na teren ogrodów, które projektant mody podarował miastu, gdzie znajduje się też muzeum, od samego rana ustawiła się już wielka kolejka i niestety nie mogłem poświęcić na to czasu. Sugestia dla osób, które zdecydują się tam wybrać, to wizyta i ustawienie się w kolejce jeszcze przed otwarciem muzeum (tj. przed g.10, z wyjątkiem śród, kiedy muzeum jest nieczynne) – podejrzewam, że z biegiem czasu kolejki będą krótsze. To chyba też muzeum w całym Marrakeszu, do którego bilety wstępu są aż tak drogie – ich cena to 100 dirhamów i prawie raz tyle za wstęp do ogrodów i Muzeum Berberów.

6 komentarzy

  1. Patryk Zieliński

    Marrakesz ma swój wyjątkowy klimat ale warto odwiedzić i poznać na własnej skórze 🙂

    Odpowiedz
  2. travelstarved.pl

    Oj Marrakesz ma to coś w sobie, ale potrafi być uporczywy! Świetny tekst 🙂

    Odpowiedz
  3. Dorota

    Bardzo się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga. Świetnie napisana relacja! W planach naszego lipcowego wypadu do Marrakeszu mieliśmy między innymi Medrese Jusufa, ale niestety obecnie jest ona w remoncie przewidzianym na najbliższe 2 lata! Piszesz w tekście że zobaczyłeś dwie szkoły koraniczne. Możesz podać nazwę tej drugiej żebyśmy mogli przynajmniej ją zobaczyć?

    Odpowiedz
  4. Dorota

    hej! Bardzo fajny i rzetelny tekst. Ja nie polecałabym Marrakeszu jako pierwszego arabskiego miasta. Na pewno jest bardzo natrętne. O wiele lepiej czułam się w Libanie i w Syrii. Zupełnie też inaczej traktuje się turystów w Omanie. Na pewno też nie polecam Marrakeszu dla tych, którzy właśnie wracają z Sahary, jak my. Nas jazgot tego miasta znokautował. O wiele przyjemniejsza jest Essaouira:)

    Odpowiedz
    • Dawid Mikoś

      Zauważyłem, że w kwestii “pierwszego arabskiego miasta”, to kwestia indywidualna. Przestałem już doradzać w tym temacie 🙂 Dziękuję za komentarz – uwielbiam Twojego bloga

      Odpowiedz
  5. TravelAnQa

    Wspaniale napisane. Czytając to wszystko znów poczułam jak bym tam była. I zachciało mi się tam ponownie wybrać.
    Miło, że po 3 latach na wspomnienie Marrakeszu już nie bolą mnie nogi. 😉
    Będąc kilka dni w Marrakeszu, polecam też wycieczkę do Essaouiry (polecam pojechać autobusem). Jest tam dużo spokojniej i o wiele mniej nachalnie.

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Masa Perłowa to blog i kanał YouTube o podróżach do miejsc mniej popularnych, ale niezwykle ciekawych